Strona główna Recenzje „Prawie każdy z nas może stać się mordercą”. Z Adrianem Bednarkiem rozmawia...

„Prawie każdy z nas może stać się mordercą”. Z Adrianem Bednarkiem rozmawia Marta Guzowska

0
PODZIEL SIĘ

„Prawie każdy z nas może stać się mordercą”. Z Adrianem Bednarkiem rozmawia Marta GuzowskaKażdy pisarz ma w życiu taki moment, w którym decyduje, że zacznie pisać. Jaki był Twój moment?

Moment, w którym pierwszy raz zdecydowałem się napisać powieść nastąpił wiosną 2012 roku. Od pewnego czasu czułem, że czegoś mi brakuje. Niby wszystko układało się w miarę dobrze. Żona, dom, praca. Ale zbliżałem się do trzydziestki i zaczynałem się zastanawiać czy rzeczywiście chcę już zawsze pracować w sposób, w jaki pracuję. Coraz częściej głos w głowie przypominał mi, że warto powalczyć o marzenia, że lepiej próbować niż żałować, że się nie spróbowało. Napisałem powieść, połączenie thrillera z sensacją i elementami powieści o mafii, ale wydawało mi się, że to nie jest to. Nie czułem jej, nie sądziłem, że warto starać się o jej wydanie. Chyba musiałem jeszcze dojrzeć, przemyśleć pewne sprawy. Prawdziwy przełom przyszedł w styczniu 2013 roku. Pomysł napisania „Pamiętnika Diabła” coraz bardziej się rozwijał. Wydawało mi się, że to jest projekt, który warto doprowadzić do końca, i o który warto powalczyć. Napisałem pierwszą część przygód Kuby i przepadłem. Powiedziałem sobie: chcę pisać książki i albo uda mi się zostać pisarzem, albo będę próbował do starości. Pisanie dało mi niesamowitą frajdę, wolność i zrozumiałem, że właśnie to chcę w życiu robić.

Czy początkowo pisałeś do szuflady, czy od razu myślałeś o wydaniu książki? Jeśli to pierwsze, to co spowodowało, że wysłałeś tekst do wydawcy?

Na poważnie zacząłem myśleć o wydaniu książki od pierwszego zdania napisanego w „Pamiętniku Diabła”. Zależało mi na tym, żeby czytelnicy mogli mnie zweryfikować, przeżyć przygody, które wymyśliłem i dać się ponieść mrocznym historiom, które tworzę. Mój pierwszy tekst wysłany do wydawcy, to osobna historia. Można powiedzieć, że zanim go wysłałem, popełniłem wszystkie możliwe błędy, jakie może popełnić początkujący pisarz 😉 Wtedy moja wiedza o rynku, wydawaniu książek itp. była zerowa. Chciałem po prostu opowiadać historie. To było błądzenie po omacku, głównie opierałem się na zaufaniu we własne umiejętności. Teraz jest zupełnie inaczej, ale tamten czas wspominam z sentymentem. Był też pewnego rodzaju przygotowaniem do kolejnych etapów i mocno zahartował mnie psychicznie.

Od razu dałeś się poznać jako autor, który pisze dużo. Jaki masz rytm pisania? Określone godziny? Czy piszesz w określonym miejscu?

Rzeczywiście potrafię utrzymywać dość regularne tempo, choć w różnych okresach nieco się ono zmienia. Najwięcej powieści pisałem w czasie, kiedy szukałem wydawcy chcącego zainwestować w moją twórczość. Mniej było wówczas pracy „dookoła książki”, takiej, która pomaga w promocji, nie było tylu redakcji. Właściwie nie było nic poza pisaniem. Teraz nadal utrzymuję regularny rytm, ale zdarzają się większe przestoje spowodowane działaniami promocyjnymi, pisaniem opowiadań do różnych antologii i w ten sposób zamiast czterech powieści rocznie piszę dwie lub trzy. Godzin określonych nie mam. Wiele zależy od tego, jak układa się moja codzienna praca. Na szczęście jest dość elastyczna, więc gdy mam nieco mniej obowiązków, wykorzystuję ten czas na pisanie. Zawsze wychodzę z założenia, że moje minimum autorskie to dziesięć stron tygodniowo. Często zdarza się, że przekraczam tę normę już pierwszego dnia. A miejsc do pisania mam kilka: burko, kanapa, łóżko. Lubię się przemieszczać.

Jakie są Twoje sposoby na tzw. blokadę pisarską? A może nie doświadczasz czegoś takiego?

Za swoją blokadę uważam brak pomysłu na zwrot akcji. Zwykle to stanowi mój największy problem. Pojawia się w połowie książki lub pod koniec. Wiem, że gdy wymyślę ten jeden kluczowy zwrot, to doprowadzę powieść do końca. Najczęściej z pomocą przychodzi mi żona – opowiadam mojej lepszej połówce całą fabułę, przedstawiam swoje propozycje na zwrot akcji, a żona je ocenia lub, co często się zdarza, podaje swoje. Wybieram ten teoretycznie najlepszy i najbardziej zaskakujący. W ten sposób razem wymyśliliśmy wiele zwrotów akcji. Można powiedzieć, że z pisarską blokadą radzę sobie dzięki współpracy. Natomiast jeszcze nie miałem sytuacji, w której kompletnie nie wiedziałbym, co pisać i brakowałoby mi pomysłu na książkę. Zawsze jakieś zwariowane myśli tlą się pod czaszką i zawsze można znaleźć w nich zalążek powieści.

Podobno każdy pisarz nosi w sobie wewnętrznego narratora, rzecz tylko w tym, by go odkryć. Kim jest Twój wewnętrzny narrator?

To taki mój głos w głowie, który podpowiada akcję, myśli i odczucia bohaterów. Ma ciężką robotę, bo z reguły moi bohaterowie to mroczni ludzi z jeszcze mroczniejszą przeszłością.

W Twoich kryminałach zło się czai wszędzie. Właściwie każdy może być mordercą. Naprawdę tak uważasz?

Nie wiem, czy każdy, ale myślę, że większość z nas – tak. Kluczowe są okoliczności, to one często kreują morderców. Okoliczności, które rodzą ból, strach i nienawiść, niszczące ludzkie umysły, wypaczające je i powodujące powstanie nienaturalnych, mrocznych potrzeb. Oczywiście to dotyczy seryjnych morderców, ale prawie każdy z nas może stać się mordercą, jeśli trafi na niekorzystne sytuacje życiowe. Mam na myśli choćby chęć ocalenia bliskich, samoobronę czy… zemstę. Krzywda potrafi zrodzić potężną nienawiść.

Czy myślisz, że zawsze będziesz się trzymał kryminałów, czy masz też inne plany pisarskie?

Moje powieści to bardziej thrillery niż klasyczne kryminały. U mnie głównymi bohaterami prawie zawsze są psychopaci, czasami również bandyci, złodzieje, mafiosi. Nigdy nie policjanci. Mnie zawsze bardziej intryguje wejście w świat zbrodni. Można powiedzieć, że bardziej lubię popełniać z moimi bohaterami przestępstwa i unikać wpadki, niż ścigać przestępców. Póki co trzymam się thrillera, bo w tym gatunku czuję się dobrze. Napisałem eksperymentalnie jedną powieść będącą mieszanką thrillera i erotyka. Czeka spokojnie na swoją kolej do publikacji. A poza tym nie sprawdzałem się jeszcze w innych gatunkach. Może kiedyś, na dziś nie planuję.

Co byś poradził tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z pisaniem?

Należy dużo i regularnie pisać, poprawiać swoje teksty, uparcie wierzyć we własne umiejętności, szukać oryginalnych pomysłów które pozwolą się wyróżnić, nie poddawać się i szykować na twarde zderzenie z rynkowymi realiami. Wiem, brzmi trochę jak slogany z kapsli Tymbarku, ale po siedmiu latach pisania i nabytych doświadczeniach nie znam lepszych rad.

Dziękuję za rozmowę.