„Justin Lashaway mieszkał w domu z tarasem w lesie na obrzeżach Kennewick Village. Na długim podjeździe zaparkowano wiele samochodów, młodzież się kręciła, pijąc piwo z puszki. Rodzice Justina byli obecni, oddali jednak na potrzeby imprezy cały parter, wielki pokój wypoczynkowy. Wyłożyli tony jedzenia i wiadra wypełnione drinkami bezalkoholowymi, ale większość młodzieży – niemal cała klasa maturalna – rozlała się po przyległym lesie sosnowym i tam pito alkohol i jarano skręty. Dziewczyny zameldowały się w pokoju wypoczynkowym, Gina zjadła dwa ciastka i kawałek tortu, po czym udały się na obrzeża lasu i znalazły Justina przy beczce z piwem. Alice wiedziała, że Justin się w niej kocha, i to od dwóch lat. Zaprosił ją na bal maturalny, lecz odprawiła go gładko, zapewniając jednak, że gdyby się takimi rzeczami w ogóle interesowała, chciałaby pójść właśnie z nim.
– Alice! No nie mogę! – ucieszył się. Napełniał plastikowe kubki dla tłumu uczniów. – Skąd masz beczkę? – spytała Gina.
– Brat jest w domu i mi skołował. Rodzice udają, że nie wiedzą.
Nalał im do kubków piwa, które zdaniem Alice składało się głównie z piany. Piła je, podczas gdy Gina poszła szukać swojego chłopaka. Opróżniwszy kubek, Alice powiedziała Justinowi, że jedzie do domu, bo naprawdę wpadła tylko się przywitać.
– O nie. Nie idź. Zresztą jak się dostaniesz do domu?
– Zadzwonię od was po mojego ojczyma. Przyjedzie po mnie.
– Ja to zrobię. Proszę, daj się chociaż odwieźć.
Alice się zgodziła i Justin poszedł pożyczyć samochód. „Mój odpada, ale gdzieś tu widziałem wóz Brada”. Alice przyszło do głowy, że powinna poszukać Giny i się z nią pożegnać, ale wiedziała, że przyjaciółka da jej popalić za tak szybkie wyjście. Justin wrócił zdyszany z kluczykami w ręku.
– Mustang Brada. Musiałem się z nim o niego bić.
Justin jechał powoli. Minęli Kennewick Harbor i sunęli szosą wzdłuż brzegu. Z początku Alice sądziła, że Justin jedzie powoli, bo pił i boi się kontroli, ale potem zrozumiała, że po prostu ma ochotę spędzić z nią więcej czasu. Nieustannie o coś pytał, chciał wiedzieć wszystko o jej maturze, jakie zajęcia wybierze na MCC, dlaczego nigdy jej nie widział na żadnej imprezie w liceum. Odpowiadała, na ile dała radę, i śmiała się, gdy minął jej dom.
– Pomyślałem, że może chcesz pojechać do latarni i przejść się kawałek – powiedział, wzruszając ramionami.
– Pewnie, czemu nie? – odparła. W zasadzie chciała zobaczyć, jak to jest spędzać więcej czasu z chłopcem, który wydaje się taki jak ona. I jest nieszkodliwy, tyle wiedziała.
Na Buxton Point nie parkowały żadne samochody oprócz ich mustanga. Przeszli przez krótkie molo i usiedli na płaskim głazie granitowym na tyle blisko wody, że od czasu do czasu sięgała do nich mgiełka z rozbijających się fal. Dała się Justinowi pocałować, rozpiął jej nawet stanik, ale powstrzymała go, gdy chwycił za guzik jej dżinsów.
– Tak bardzo mi się podobasz, Alice. Nawet nie masz pojęcia.
– Mam chłopaka – odrzekła. To było kłamstwo, ale gdy je wypowiadała, wyobraziła sobie Jake’a.
– Naprawdę?
– Jest starszy. Nie znasz go.
– O ile starszy?
– Trochę. Przepraszam, Justin.
– Więc co tu ze mną robisz? – Odchylił się i w jasnym świetle księżyca wydawał się naprawdę zdenerwowany. „Jest miły – pomyślała – tyle że to jeszcze chłopiec”. Był nawet fajny, ale miał za blisko osadzone oczy, przez co wyglądał niezbyt inteligentnie, a ciemne włosy już mu rzedły na przodzie. Zanim skończy dwadzieścia pięć lat, pewnie będzie całkiem łysy.
– Nie mogę tu być, Justin. Nie wiem, co robię. To dla mnie ciężki okres, moja mama źle się czuje i lepiej, gdybym była teraz w domu. W ogóle nie powinnam do tego dopuścić.
Tę samą sztuczkę stosowała niekiedy w stosunku do Giny – nagle wpadała w panikę, żeby się z czegoś wykręcić. Wiedziała, że skoro przez cały czas jest taka chłodna i spokojna, to gdy nagle robi się zdenerwowana, ludzie się przejmują. Ta strategia zawsze była skuteczna w wypadku Giny i w wypadku Justina też podziałała. Odwiózł ją pod dom i wysadził. Pocałowała go mocno w usta, ich języki się zetknęły, a potem szybko wysiadła. Przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić – zasugerować, że trudno jej się z nim pożegnać.
Zaraz gdy przeszła przez próg mieszkania, wiedziała, że coś się dzieje. W domu panowała cisza – słychać było jedynie szum zmywarki w kuchni – ale w powietrzu unosił się dziwny zapach. Widziała na kanapie leżącą na wznak matkę, telewizor był wyłączony. Odwiesiła klucze na haczyk i ruszyła do niej. Zapach przybrał na sile, a kiedy jej wzrok przystosował się do mroku, zauważyła, że matka zwymiotowała. Wymioty zebrały się w kałużę na kanapie i spłynęły Edith po policzku. Zdarzało się to już wcześniej, ale zawsze, gdy matka leżała na boku. Tym razem jej głowa była odchylona do tyłu, spękane usta rozchylone, oczy częściowo otwarte.
Alice się jej przyglądała, zamarła na chwilę i nagle klatka piersiowa matki poruszyła się gwałtownie, wydobył się z niej dziwny dźwięk, jak mokry kaszel. Alice cofnęła się zaniepokojona. Matka dławiła się na jej oczach, pewnie umierała. Dziewczyna zastanawiała się, czy powinna podejść, przekręcić matce głowę na bok, tak by znowu złapała oddech. Czy to wystarczy? A jednak tylko patrzyła. Czuła odrazę, nie z powodu wymiotów, tylko przez ten charkot, urywany oddech – odrazę do wszystkiego, co dotyczyło matki. Jedyne, co musiała teraz zrobić, by się uratować, to przekręcić głowę, i nie zdołała zrobić nawet tego. Żałosne. Ciałem Edith znowu szarpnęło, tyle że tym razem nie zakaszlała.
Alice zakołysała się, jakby miała ruszyć do przodu, ale została na miejscu. Nie chciała już na to patrzeć, nie mogła też jednak oderwać wzroku. Zalała ją dziwna ulga. Jej matka właśnie odchodziła do lepszego świata. Ciało Alice się rozluźniło, poczuła mrowienie na skórze głowy. Matka przestała się ruszać i Alice wiedziała, że nie żyje. Niemniej patrzyła jeszcze trochę, słysząc w uszach huk pędzącej krwi. Świat jej zatańczył przed oczami, w piersi czuła chłód. Przeszła jej przez głowę myśl: „Spełniło się moje życzenie”. I zaraz następna: „Nic nie mogłam zrobić”.
Zauważyła jakiś ruch kątem oka i odwróciła się do schodów.
Na ostatnim stopniu stał Jake z twarzą częściowo ukrtą w cieniu i patrzył na wszystko.”
Przekład: Ewa Penksyk-Kluczkowska