Strona główna Nie tylko o zbrodni Nie tylko o zbrodni – recenzja Kirke Madleine Miller

Nie tylko o zbrodni – recenzja Kirke Madleine Miller

0
PODZIEL SIĘ

 

Nie tylko o zbrodni – recenzja Kirke Madleine MillerNie tylko o zbrodni… Czy naprawdę? Szczerze mówiąc, wahałam się nieco umieszczając „Kirke” Madeline Miller w tym dziale. Kto zna grecką mitologię, kto czytał „Odyseję” Homera wie, że akurat zbrodni w tej opowieści nie brakuje. I to jakich!

Kirke jest córką boga Heliosa i jednej z nimf – Persei. Sama więc jest nimfą, czyli taką pomniejszą boginią. Gdzie jej tam do Ateny, czy wszechwładnej Hery. A jednak dzieci Heliosa są zdolne – cała trójka, bo również Ajetes i Pazyfae są czarodziejami, a właściwie: znawcami magii. Kirke przekonuje się o tym jeszcze w domu ojca, gdy udaje się jej przemienić w potwora rywalkę do serca ukochanego mężczyzny – Scyllę, a potem na wygnaniu na wyspie Ajai doskonali swoje umiejętności. Uczy się używania ziół i czarodziejskich substancji, prowadzi eksperymenty. W końcu staje się czarodziejką zdolną do rzucenia wyzwania bogom. I stawienia im czoła. Być może będzie ku temu powód – na wyspie pojawia się Odyseusz, ulubieniec Ateny, wracający z wojny trojańskiej. Kirke zakocha się w nim, lecz czy życie z królem Itaki, tęskniącym za żoną i synem będzie możliwe? I czy taka rola – kochanki z wyspy zadowoli dumną i mądrą Kirke?

Od razu powiem – czytajcie książkę Madeline Miller. Warto. To dla mnie jedna z najlepszych pozycji, jaką przeczytałam w tym roku. Mądra, głęboka i przenikliwa. Mówiąca wiele o kobietach i kobiecości, o kobiecym dążeniu do bycia wolną i niezależną. Ile trzeba poświęcić, aby uzyskać wolność? Ile by móc rzucić wyzwanie każdemu, by się nie bać? Kirke odpowiada nam na każde z tych pytań. Kobiety zyskują mądrość i doświadczenie w rozmaity sposób, ale zwykle jest to droga przez głębokie doznanie samej siebie. Trzeba wyzwolić się z własnych uprzedzeń i ograniczeń i powiedzieć „stwarzam siebie i świat, mogę i chcę”.

Mamy w literaturze kilka znakomitych „nowych wersji” starej, dobrze znanej historii. Przede wszystkim uwielbiane przeze mnie „Mgły Avalonu” Marion Zimmer Bradley – historia arturiańska widziana oczyma postaci z drugiego planu, czyli przede wszystkim Morgan Le Fay (Mogriany). Takie retellingi mamy i w polskiej literaturze. Moim ulubionym jest opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego „Maladie”, gdzie opowieść o Tristanie i Izoldzie snują służąca królowej Branwen i Morhołt z Ulsteru. Teraz dołączam do nich „Kirke”.

Opowieść Miller jest jednak czymś więcej niż feministycznym wersją mitu o Kirke. To kawał świetnej literatury pisanej w rytmie starożytnych eposów. Język, obrazowanie i metaforyka tej autorki naprawdę nie mają sobie równych.

No i to pytanie, które nie daje mi spokoju: czemu Homer nie napisał eposu o żadnej kobiecie? Bo świat czekał na „Kirke” Madeline Miller!

No cóż – dałam się zaczarować, nie będę przeczyć.

Książkę znakomicie przełożył Paweł Korombel, brawo!

„Kirke” przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Albatros