Strona główna Nasze patronaty Milczenie czasu Ragnara Jónassona – recenzja

Milczenie czasu Ragnara Jónassona – recenzja

0
PODZIEL SIĘ

Milczenie czasu Ragnar Jonasson recenzjaMilczenie czasu Ragnara Jónassona recenzja – mroczny obraz Skandynawii

„Milczenie czasu” Ragnara Jónassona recenzja. Miasteczko Siglufjördur na Islandii, w którym Ari Thór Arason jest policjantem, zostaje objęte kwarantanną. Parę dni wcześniej pojawił się tam podróżnik, który chciał zwiedzić miejscową atrakcję – Muzeum Śledzia. Pech chciał, że zagraniczny turysta był chory na gorączkę krwotoczną i wkrótce zmarł. Miasto zostaje zamknięte, zwłaszcza, że pielęgniarka, opiekująca się pacjentem także zaczyna cierpieć na niepokojące objawy. Ari Thór trudni się więc bardziej organizowaniem życia w odizolowanym mieście (pomoc w dostawie produktów żywnościowych do domów) niż pracą policyjną. Ma zatem więcej czasu na zajęcie się pewną sprawą, o której usłyszał kilka miesięcy wcześniej.

To stara historia, z końca lat 50., a dotyczy Hédinna, będącego wówczas niemowlęciem. W jego rodzinnym domu, położonym na niedostępnym Hédinsfjördur, doszło do tragedii. Ciotka, Hédinna, Jórunn zmarła po omyłkowym wypiciu kawy z trucizną. Oficjalna wersja głosiła, że pomyliła trutkę na szczury z cukrem. Hédinn jednak nie może zrozumieć tej historii – czy to możliwe, aby doszło do tak absurdalnego wypadku? Może to było samobójstwo? Jeśli tak, to z jakiego powodu? Dodatkową zagadkę stanowi dziwne zdjęcie z roku 1957, które niespodziewanie pojawia się na zebraniu miłośników Siglufjördur. Na fotografii przedstawiającej wszystkich mieszkańców farmy, uwidoczniony jest nieznajomy chłopak, nastolatek, którego tożsamości nikt nie zna. Ari Thór obiecuje przyjrzeć się sprawie i dzieli się nią z młodą dziennikarką Ísrún, która prowadzi swoje dziennikarskie śledztwo w innej sprawie: tajemniczego wypadku syna prominentnego polityka. Sprawa potrącenia Snorri’ego Ellertssona niepokojąco zaczyna się wiązać z innymi równie dziwnymi przestępstwami, do których w krótkim czasie dochodzi w Reykjaviku. Co się właściwie dzieje i jakie drugie dno mają te wypadki, musi wyświetlić ambitna dziennikarka, zmagająca się ze swoimi osobistymi i zdrowotnymi problemami.

Dramat ludzkich charakterów

Powieść Ragnara Jónassona znakomicie balansuje pomiędzy zagadką sprzed lat, a równie (a może nawet bardziej) niepokojącym współczesnym śledztwem. Wspólnym mianownikiem wszystkich działań zdają się być słowa, które w końcowej partii powieści wypowiada Hédinn: „Ludzie aż tak bardzo nie zmieniają się z upływem czasu”.

Gdy się prześledzi ludzkie charaktery na przestrzeni lat, widać, że czas odciska na nich niewielkie piętno. Następują pewne zmiany, ale nie są one radykalne. Nasze główne cechy kształtują się bowiem w młodości.

To czas jest głównym bohaterem tej powieści. Hédinn rozpaczliwie pragnie prawdy o swej rodzinie. Nie bardzo rozumie, co skłoniło jego ojca i matkę – zamożnych ludzi z miasta – do zamieszkania na niedostępnym fiordzie. Noce są tam długie, dzień krótki i ponury, łatwo wpaść w depresję. Po śmierci ciotki rodzina opuściła farmę, która ostatecznie popadła w ruinę i zabrała ją lawina. Bohater chce zrozumieć swoich bliskich – jakie motywacje nimi kierowały, przed czym być może uciekali?

Czas jest także ważny w historii Snorri’ego Ellertssona. Syn polityka, który popadł w złe towarzystwo i narkotyki, próbuje się z nich wygrzebać. Gdy prawie mu się to udaje, dochodzi do katastrofy. Przeszłość wlecze się też za innym bohaterem, z którym praca styka dziennikarkę Ísrún, Róbertem. I on chce uciec od wspomnień i koszmarów, które nieustannie go doganiają. Czy mamy szansę się zmienić, czy też nas los jest nieodwracalnie zdeterminowany? Jónasson stroni tu od taniego moralizatorstwa, pokazując jednocześnie, że nasze wybory niosą określone konsekwencje i trudno w prosty sposób odpokutować złe czyny. Czasem tego się po prostu nie da zrobić.

Milczenie czasu – powieścią o samotności

„Milczenie czasu” to bardzo charakterystyczna, można rzec typowo skandynawska powieść. Pod względem rytmu prozy i klimatu. Wszystko tu jest – śnieg, zimno, pustka i ciemne przestrzenie. Dojmująca samotność na granicy szaleństwa. Rozumiemy desperację ludzi, którym przyszło wieść tu życie. Nie jest im łatwo, codziennie zmagają się z przeciwnościami, ale potrafią stawiać im czoła.

Szczególną sympatię budzi Ari Thór, policjant zwany Wielebnym, ze względu na niedokończone studia teologiczne. Jest oddany swej pracy, skrupulatny, ale też dyskretny w swych odkryciach. Wie, że śledztwo może nie przynieść spokoju tym, którzy prosili go o rozwikłanie dręczącej ich zagadki. Zmaga się przy tym z własnymi problemami. Nie do końca dobrze się czuje w odległym Siglufjördur, ma kłopoty osobiste. Jak wybrnie z tych niełatwych zawirowań? Czy czas będzie dla niego jednak łaskawy?

Powieść Jónassona to nie tylko sprawna historia kryminalna, ale też ciekawe studium psychologicznego wyobcowania i człowieka w sytuacji trudnej, żeby nie powiedzieć ekstremalnej.

Jak żyć na dalekim fiordzie i nie zwariować? Trzeba poszukać odpowiedzi w „Milczeniu czasu”.

Książkę w tłumaczeniu Pawła Kwaśniewskiego przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Amber

Fragment książki TUTAJ