Kłamca, kłamca Sarah Flint– fragment:
Zaskakujące, jak łatwo dostać się do środka. Spodziewał się lepszej ochrony, no ale było lato i ludzie zostawiali okna otwarte i niezabezpieczone, prawda? Ich nieuwaga za każdym razem była jego sprzymierzeńcem. Fakt, że dom był oddalony od innych, nie oznaczał, że nie uda się do niego wejść… i rzeczywiście, najczęściej mu się udawało. Otwarte okno dodatkowo ułatwiło zadanie.
Dłonią w rękawiczce sięgnął przez lufcik i przekręcił klamkę okna niżej. Doleciał go zapach odświeżacza powietrza. Pachniał owocowo, jakby cytrusami. Chyba pomarańczą. Nie najlepiej rozpoznawał przyjemne zapachy. Jego zmysły znały głównie smród rozkładu i środków dezynfekujących, którymi myto podłogi w szpitalach i zakładach karnych.
Ostrożnie odsunął zasłonę i zajrzał do środka. W pokoju było ciemno. Czerwone, fluorescencyjne światełko pulsowało na zegarze cyfrowym stojącym na szafce w rogu. Zegar pokazywał 03.32. Słabe światło odbijało się w wypukłym ekranie wielkiego telewizora, i padało na pastelową ścianę po drugiej stronie.
Kiedyś pewnie wziąłby telewizor i inne wartościowe rzeczy, ale dzisiaj miał zadanie do wykonania. Zasady, których musiał przestrzegać.
Włączył latarkę i przesunął światłem po pokoju, a potem wszedł do środka przez okno i zeskoczył na gruby, ciemny dywan, który tłumił odgłos jego stóp.
Pokój był urządzony elegancko, niemal luksusowo. Wszystkie sprzęty były nowoczesne, dekoracje wysmakowane, zdjęcia w lśniących ramkach. Na nic nie pożałowano pieniędzy. Dziwka, która tu mieszkała, wyraźnie dostawała dobrą pensję. Zegar pokazywał już 03.33. Same trójki. Bingo! Usłyszał, ją w pokoju obok –poruszenie ciała na materacu, cichy kaszel, westchnienie – potem znowu zapadła cisza, jeśli pominąć powolny, rytmiczny oddech. On sam na moment przestał oddychać. Powietrze było gorące i ciężkie. Pot spływał mu po plecach.
Wkrótce jej oddech stanie się jeszcze wolniejszy, słabszy. A potem całkiem ustanie, ale jeszcze nie teraz. Jest to winna społeczeństwu. Jest z tych, którzy tylko biorą. I teraz za to zapłaci.
Idąc w jej stronę, zobaczył bagaże ułożone równo w holu. Plecak stojący na podłodze, paszport i dokumenty rozłożone na stoliku przy drzwiach, komplet kluczy obok. Wszystko było przygotowane do wyjazdu na słoneczne wakacje, ale tym razem nigdzie nie pojedzie. Taksówka podjedzie pod dom i odjedzie bez zapłaty, telefon będzie dzwonił i nikt go nie odbierze. Drzwi zostaną zamknięte. Śpiąca Królewna będzie leżała, gotowa, by ktoś ją zbudził, ale żaden przystojny książę się nie pojawi. Był zachwycony tym planem.
Wyciągnął z torby szalik i na palcach podszedł do drzwi sypialni. Były otwarte. Widział kształt jej ciała pod prześcieradłem. Leżała na boku plecami do niego, z ramieniem przerzuconym niedbale przez głowę i kręconymi włosami rozsypanymi wokół ramion. Słaby promień księżycowego światła sączył się przez szparę w zasłonach, padając na poduszkę. Oświetlał nieco twarz, nos rzucał cień na policzek i górną wargę. Wąskie usta były lekko rozchylone. Teraz jej oddech był głośniejszy, dłuższy. Oczy ciągle miała zamknięte, tylko powieki drgały lekko, jakby śniła, nieświadoma jego obecności.
Kilka kroków i już był na niej, zatkał jej usta dłonią w rękawiczce , by stłumić krzyk. Przewrócił ją na plecy, przycisnął do materaca. Nie mogła się ruszyć. Teraz jej oczy biegały w panice dookoła, szeroko otwarte i przerażone, jakby starała się zrozumieć, co się właściwie stało. Szorstko zacisnął szalik, chwycił wymachujące na ślepo ręce i skrępował je z przodu metalowymi kajdankami. Jej dłonie zwinęły się w pięści, ale już nie była w stanie nic zrobić. Dyszała teraz szybko, mówiła coś, ale słowa tłumił materiał szalika. Próbowała wierzgać, ale on był zbyt ciężki. Odrzucił prześcieradło i związał jej starannie nogi, a potem przymocował ją do łóżka, krępując każdą kończynę kablem elektrycznym.
Leżała tak, przerażona, nieruchoma, w cienkiej bawełnianej piżamie. Szalik został już zastąpiony papierem, zaklejonym taśmą okręconą kilka razy wokół głowy. Jego zadanie było niemal skończone. Pochylił się nad nią, zbliżając do jej twarzy swoją, i zmrużył oczy patrząc przez szparę w kominiarce. Przesunął wzrokiem po jej ciele. Była w dobrej formie jak na swój wiek; musiała spędzać sporo czasu na siłowni, ale jego nie pociągała seksualnie. Patrzyła teraz prosto na niego, bez wątpienia starała się odgadnąć rysy jego twarzy. Usta wykrzywił mu złośliwy uśmieszek. Tego nie było w instrukcji, którą otrzymał, ale uznał, że to będzie zabawny bonus. Podniósł kominiarkę i uśmiechnął się szeroko, obserwując jej desperacki wysiłek, by się skoncentrować, a potem znowu opuścił czapkę na twarz. Nie pożyje tak długo, żeby go opisać, ale podobała mu się myśl, że mogłaby spróbować.
Zrobił to, co trzeba. Nie czuł się winny. Nienawidził jej i takich jak ona. Żałował, że nie może zabić jej od razu, rozkoszując się strachem, upokorzeniem i bólem, jakie sam przeżywał.
Ale miał rozkazy.
Zanim zegar w holu wskazał 03.59 wymknął się cicho przez frontowe drzwi. Wypełnił wszystkie instrukcje, co do jednej.
Tłumaczyła: Joanna Nałęcz
Fragment publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Amber
O „Kłamcy, Kłamcy” i pozostałych książkach z serii o Charlie Stafford u nas TUTAJ i TUTAJ