Recenzja Marty Guzowskiej
Nie czytałam wcześniej nic Mendozy, chociaż nie trzeba do tego znać hiszpańskiego, wiele jego powieści ukazało się po polsku (możecie nazwać mnie niedouczkiem, jeśli chcecie). Ale, każdy minus ma swoje plusy, czy jakoś
tak: kiedy już wzięłam Mendozę do ręki, przeżyłam chwilę prawdziwego zachwytu.
?Przygoda fryzjera damskiego? zaczyna się tak: ?Kiedy jej nogi (bardzo zgrabne i tak dalej) weszły do mojego miejsca pracy, tkwiłem tam jak kretyn już od wielu lat.? Tak mogłaby się rozpocząć dowolna powieść Chandlera. Ale ?miejsce pracy? to nie prywatne biuro detektywistyczne, tylko zakład fryzjerski. Obskurny, dodajmy, zakład fryzjerski, gdzieś na peryferiach Barcelony, gdzie psy co prawda jeszcze szczekają przednimi otworami ciała, ale nie można się na chwilę zdrzemnąć na ulicy, żeby nie zostać okradzionym do majtek. A ten, który ?tkwił tam jak kretyn?, to nie prywatny detektyw, tylko rzeczony fryzjer damski, pracownik zakładu ?Powiernik pań?, były pensjonariusz więzienia łamanego przez psychiatryk, któremu szwagier (właściciel Powiernika pań) pomaga właśnie rozpocząć nowe życie.
Dziewczyna z nogami, która staje w drzwiach jego zakładu, to niejaka Ivet Pardalot (fałszywa, w odróżnieniu od Ivet Pardalot prawdziwej). Ivet (fałszywa) namawia fryzjera do włamania się do biura firmy Hiszpański Szachraj i wykradzenia stamtąd pewnych ważnych dokumentów. Kiedy fryzjer odmawia, Ivet (fałszywa) i jej wspólnicy przekonują go za pomocą pistoletu. Fryzjer włamuje się, wychodzi z dokumentami, ale nie tylko nie dostaje obiecanego wynagrodzenia, ale po drodze świni smarem swój jedyny garnitur. Zrezygnowany wraca do domu, ale następnego dnia czyta w gazetach (pożyczonych od kioskarza), że w biurze Hiszpańskiego Szachraja doszło do morderstwa. Fryzjer jest głównym podejrzanym i policja ma wielka chętkę go zamknąć, nie mają jednak dowodów…
Na scenę wkraczają kolejno Ivet Pardalot (prawdziwa), Magnolio, czarny szofer i pomocnik Ivet (fałszywej), wiecznie szukający miejsca do parkowania, prezydent Barcelony, niejaka Reinona i jej mąż, Augustin Taberner alias Gauczo (bo znakomicie tańczy tango) i wiele innych typów, jeden lepszy od drugiego.
Książki dzielą się głównie na dobre i niedobre, wiem, ale dla własnego użytku wprowadziłam jeszcze kilka innych podziałów. Jeden z nich pozwala rozróżnić książki śmieszne od nieśmiesznych. Wśród tych pierwszych na szczególną uwagę zasługują te, przy których zdarzyło mi się zaśmiać głośno (należę bowiem do czytelników nieśmiejących się głośno). Przy Mendozie przytrafiało mi się to drugą stronę, nie polecam więc tej lektury podczas prób uśpienia dzieci. Szczególnie głośno śmiałam się przy scenie, w której co chwilę dzwoni domofon, a przy scenie sprzątania po wybuchu w zakładzie dostałam ze śmiechu czkawki i mąż musiał mnie ratować szklanką wody.
Oprócz wprowadzania podziałów i kategorii mam też (niezbyt ładny, ale któż z nas nie jest bez winy) zwyczaj zaginania rogów stron w miejscach, które mnie zachwyciły, rozbawiły, lub które chciałabym zapamiętać. Mój egzemplarz ?Przygody fryzjera damskiego? podwoił objętość od rogów pozaginanych u góry i dołu strony. Proza Mendozy składa się właściwie z samych pereł, żeby je godnie zacytować, należałoby przepisać cały tekst.
Błyskotliwa, śmieszna, wzruszająca. Dawno nie zdarzyło mi się tego powiedzieć o żadnej powieści. ?Przygodę fryzjera damskiego? poleca, zakochana do szaleństwa w prozie Mendozy, wyżej podpisana.
?Przygodę fryzjera damskiego? przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.