Atlas lądów niebyłych Edwarda Brooke’a-Hitchinga to jedna z najbardziej niesamowitych publikacji jakie miałam w rękach. Udana pod względem graficznym – książkę ilustrują niezwykle piękne mapy i ryciny, ale też smakowita pod względem treści.
Gdy byłam dzieckiem, wymyśliłam, że gdzieś na oceanie leży moja własna wyspa. Zaznaczyłam ją nawet ołówkiem, a jej położenie wypadło w okolicach równika. Biorąc pod uwagę skalę mapy i wielkość tej kropki – była to całkiem spora wyspa. Jak przynajmniej dwa polskie województwa. To był właśnie mój „ląd niebyły”.
Dzisiaj w epoce map Google’a nie ma już białych plam na mapie i nieodkrytych tajemniczych lądów. Ciekawostką może być jednak fakt, nie niektóre z fikcyjnych ziem, jak na przykład wyspę Sandy na Morzu Koralowym uznano za nieistniejącą dopiero kilka lat temu! Siła mitu jak widać jest wielka i dopiero udoskonalenie map, określania pozycji i co kryć – zwiększenie się ruchu statków na ocenach sprzyjało wyjaśnieniu takich anomalii.
Miraże, legendy i blagierzy
Można zapytać, skąd się brały takie fikcyjne lądy? Książka Brooke’a-Hitchinga daje odpowiedź na to pytanie. Niektóre „niebyłe lądy” wywodziły się z wierzeń, czy mitologii, a ich pozycje były starannie powielane na późniejszych mapach. Wiele ziem stanowiło produkt złudzeń optycznych: miraży czy fatamorgan. Brook-Hitching pisze, że popularnym błędem było uznawanie za ląd nisko położonych chmur. Część pomyłek wynikała z niedoskonałości instrumentów pomiarowych i złych obliczeń. Nie bez winy byli też zwyczajni kłamcy, którzy dla przyjemności i własnej korzyści powoływali do istnienia fikcyjne kriany. Autor „Atlasu lądów niebyłych” jako blagiera wszechczasów wymienia Gregora MacGregora, która w XIX wieku podawał się za króla „terytorium Poyais”.
„Niebyłe lądy”, „niebyłe krainy” i „niebyłe miasta”
A jakie były te najciekawsze lądy, których istnienia nigdy nie potwierdzono? Każdy z nas od razu wskaże ten najbardziej znany, czyli Atlantydę. W książce Brooke’a-Hitchinga opisane są jednak historie równie barwne, a może nawet barwniejsze.
Jedną z nich jest opowieść o tzw. cieśninie Anian, czyli legendarnym i poszukiwanym przez żeglarzy Przejściu Północno-Zachodnim (była to alternatywna droga do Azji, poprzez wody arktyczne). Drogą do owego wymarzonego przejścia miała być właśnie cieśnina Anian, poszukiwana z dużą wytrwałością.
Podobnym mitem stała się wyspa Hy Brasil, okrągły ląd na Atlantyku, gdzieś opodal Irlandii. Jej historia przypomina celtycką wersję mitu o Atlantydzie – miała się ona wyłaniać z oceanu raz na siedem lat.
Brook-Hitching nie ogranicza się do opisywania nieistniejących lądów, takich jak wyspa Mayda, legendarne Thule, czy Królestwo Księdza Jana, kontynentów Lemuria i Mu, ale również fikcyjnych miejsc w całkiem dobrze poznanych krainach: Gór Kong (północne Wybrzeże Kości Słoniowej), czy zaginionych miast, na przykład zasypanego piaskiem miasta na Kalahari.
W książce znajdziemy też omówienia fantastycznych istot, które jakoby zamieszkiwały niektóre z opisanych krain: morskich potworów z „Carta Marina”, stworzeń z mapy w „Kronice świata”, czy gigantów z Patagonii.
Trochę romantyzmu w dzisiejszych czasach
Naprawdę „Atlas lądów niebyłych” to książka bajeczna. Historie czyta się z zapartym tchem, jak najlepszą fabułę, a od ilustracji ciężko oderwać wzrok. Wydawnictwo Rebis dołożyło tutaj wszelkich starań, by czytelnik otrzymał edycję piękną i porywającą. Na pewno jest to pozycja, do której będzie się często wracać.
Książka Booke’a-Hitchinga to pasjonująca opowieść o ludzkich marzeniach, nadziejach i ambicjach. Historia blagi i fantazji, fantasmagorii, które popychały do przygód i zachęcały, żeby zorganizować wyprawę poszukiwawczą. Wsiąść na statek i ścigać swoje sny. Aż człowiek zaczyna żałować, że wszystko już zostało odkryte i nie ma mowy o „niebyłych lądach”. Chyba trochę brakuje nam tego romantyzmu i fantazji, prawda?
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rebis